Hej ! Miałam dzisiaj napisać coś, co planowałam już od dłuższego czasu, ale jak wiecie moje wpisy zawsze były spontaniczne, i tym razem nie mogło być inaczej !
Tytuł jest bardzo zobowiązujący, więc muszę otworzyć się nieco przed wami i opowiedzieć niezwykle ciężką dla mnie historię. To jest druga, najgorzej wspominana rzecz przeze mnie w moim życiu. Otóż gdy byłam mała, nie potrafiłam zaufać nowym kolegom, koleżanką. Nie lubiłam poznawać nowych dzieci. I to się zmieniło dopiero, gdy poszłam do szkoły średniej, więc bardzo długo trwało. Wracając do sedna ! Kiedy przyszłam do pierwszej klasy podstawówki, poznałam małą, grzecznie ułożoną, przyjazną i z wielkim uśmiechem na twarzy dziewczynkę. Od razu zostałyśmy koleżankami. Po wpisie zadedykowanym dla mojej kuzynki, ktoś z was napisał mi, że historia niczym z książki. I tym razem jest podobnie. Nasza przyjaźń trwała bardzo długo.
Można powiedzieć, że nadal trwa, ale nie tak szybko ! Po kolei..
Bywały momenty, że nasze kłótnie trwały kilka lat. W końcu nasza przyjaźń się rozpadła.
Moja przyjaciółka mówiła wszystko jakby na odwrót. Nigdy nie uwierzyłam w to, że nie chce się ze mną przyjaźnić. Wiedziałam od samego początku, że to nie są jej słowa.
Po roku czasu zaczęłyśmy ze sobą normalnie rozmawiać. Ale to już nie była przyjaźń.
Podstawówka i gimnazjum zleciały w mgnieniu oka i dopiero w średniej zaczęłyśmy na nowo.
Myślicie że było łatwo ? Nadal nie jest ! Ciągle wybuchały kolejne wojny, zazdrość o inne osoby.
Do dnia dzisiejszego nie mam zaufania do ludzi którzy mnie wtedy skrzywdzili.
Ale moja przyjaźń była tak silna, że dałam radę. Wybaczyłam, bo wiedziałam że nie działa sama.
Przyjaciółka chodziła do liceum, ja wybrałam technikum, więc niby nasze szkoły zawsze były blisko siebie, ale nasza "odbudowa" trwała wieki ! Na początku nowych szkół, każdą długą przerwę spędzałyśmy razem, ale kiedy byłyśmy klasę wyżej, już żadna nie miała na to czasu.
Teraz moja przyjaciółka zdała maturę i dostała się na wymarzone studia, kiedy ja nadal jestem w technikum, przygotowując się na własny egzamin.
Piszę wam tego posta dlatego, że jeszcze kilka dni temu powiedziałabym "ja nie mam przyjaciół, jestem sama". Przestałam wierzyć. Byłam przekonana, że jeśli już dzieciate i mężate spotkamy się na kawie, to będzie cud. I w tym momencie uświadomiłam sobie, że jestem słaba. Bo zwątpiłam.
Poniżej możecie zobaczyć fragment naszej dzisiejszej rozmowy, kiedy dostałam zaproszenie na długo wyczekiwane spotkanie. A tak na marginesie, od ostatniego spotkania dzieli nas niespełna rok, ale to już zdarzenia losowe, które za każdym razem były ważniejsze.
Dokładnie godzinę temu (jest 21:08) zmieniłam zdanie i zdałam sobie sprawę jak bardzo się pomyliłam. Moja najlepsza przyjaciółka napisała do mnie tak piękne słowa, że łzy zaczęły mi same spływać po policzkach. Nawet teraz się wzruszam. Jest mi potwornie głupio, bo oszukałam samą siebie. Pogubiłam się w swoich przekonaniach, okazało się że zawsze miałam rację.
Ludzie, nawet najbliżsi zawsze mi powtarzali: "Nie ma co rozpaczać, widocznie to nie była prawdziwa przyjaźń, a jakby była to by przetrwała". Ja zawsze odrzucałam tego typu złote myśli. Zawsze wiedziałam lepiej. I miałam rację. Chyba nie znam nikogo o tak długim stażu przyjaźni, ale wiem że to jest prawdziwa przyjaźń i przetrwa wszystko. Po tym ile przeżyłyśmy ? Na pewno !
I mimo że nadal mam obawy co dalej, jak to będzie.. To już znam odpowiedź.
Życie będzie. Matura, studia, praca... A może moje życie będzie jak w popularnym serialu "Przyjaciółki"? To już zależy od nas.
P.S. Chyba nie muszę tłumaczyć dla kogo jest dzisiejsze wyznanie.
Ale tak dla jasności. Niezależnie ile macie lat i w jakiej jesteście sytuacji - nigdy nie wolno wam stracić wiary !
Droga przyjaciółko, wiem że to czytasz. Bardzo przepraszam, że tak mocno się pomyliłam.
Ale również bardzo dziękuję, bo gdyby nie Twoje messengerowe wyznanie...
Jesteś niska wzrostem, ale wielka sercem <3
Dziękuję. :*
Tytuł jest bardzo zobowiązujący, więc muszę otworzyć się nieco przed wami i opowiedzieć niezwykle ciężką dla mnie historię. To jest druga, najgorzej wspominana rzecz przeze mnie w moim życiu. Otóż gdy byłam mała, nie potrafiłam zaufać nowym kolegom, koleżanką. Nie lubiłam poznawać nowych dzieci. I to się zmieniło dopiero, gdy poszłam do szkoły średniej, więc bardzo długo trwało. Wracając do sedna ! Kiedy przyszłam do pierwszej klasy podstawówki, poznałam małą, grzecznie ułożoną, przyjazną i z wielkim uśmiechem na twarzy dziewczynkę. Od razu zostałyśmy koleżankami. Po wpisie zadedykowanym dla mojej kuzynki, ktoś z was napisał mi, że historia niczym z książki. I tym razem jest podobnie. Nasza przyjaźń trwała bardzo długo.
Można powiedzieć, że nadal trwa, ale nie tak szybko ! Po kolei..
Bywały momenty, że nasze kłótnie trwały kilka lat. W końcu nasza przyjaźń się rozpadła.
Moja przyjaciółka mówiła wszystko jakby na odwrót. Nigdy nie uwierzyłam w to, że nie chce się ze mną przyjaźnić. Wiedziałam od samego początku, że to nie są jej słowa.
Po roku czasu zaczęłyśmy ze sobą normalnie rozmawiać. Ale to już nie była przyjaźń.
Podstawówka i gimnazjum zleciały w mgnieniu oka i dopiero w średniej zaczęłyśmy na nowo.
Myślicie że było łatwo ? Nadal nie jest ! Ciągle wybuchały kolejne wojny, zazdrość o inne osoby.
Do dnia dzisiejszego nie mam zaufania do ludzi którzy mnie wtedy skrzywdzili.
Ale moja przyjaźń była tak silna, że dałam radę. Wybaczyłam, bo wiedziałam że nie działa sama.
Przyjaciółka chodziła do liceum, ja wybrałam technikum, więc niby nasze szkoły zawsze były blisko siebie, ale nasza "odbudowa" trwała wieki ! Na początku nowych szkół, każdą długą przerwę spędzałyśmy razem, ale kiedy byłyśmy klasę wyżej, już żadna nie miała na to czasu.
Teraz moja przyjaciółka zdała maturę i dostała się na wymarzone studia, kiedy ja nadal jestem w technikum, przygotowując się na własny egzamin.
Piszę wam tego posta dlatego, że jeszcze kilka dni temu powiedziałabym "ja nie mam przyjaciół, jestem sama". Przestałam wierzyć. Byłam przekonana, że jeśli już dzieciate i mężate spotkamy się na kawie, to będzie cud. I w tym momencie uświadomiłam sobie, że jestem słaba. Bo zwątpiłam.
Poniżej możecie zobaczyć fragment naszej dzisiejszej rozmowy, kiedy dostałam zaproszenie na długo wyczekiwane spotkanie. A tak na marginesie, od ostatniego spotkania dzieli nas niespełna rok, ale to już zdarzenia losowe, które za każdym razem były ważniejsze.
Dokładnie godzinę temu (jest 21:08) zmieniłam zdanie i zdałam sobie sprawę jak bardzo się pomyliłam. Moja najlepsza przyjaciółka napisała do mnie tak piękne słowa, że łzy zaczęły mi same spływać po policzkach. Nawet teraz się wzruszam. Jest mi potwornie głupio, bo oszukałam samą siebie. Pogubiłam się w swoich przekonaniach, okazało się że zawsze miałam rację.
Ludzie, nawet najbliżsi zawsze mi powtarzali: "Nie ma co rozpaczać, widocznie to nie była prawdziwa przyjaźń, a jakby była to by przetrwała". Ja zawsze odrzucałam tego typu złote myśli. Zawsze wiedziałam lepiej. I miałam rację. Chyba nie znam nikogo o tak długim stażu przyjaźni, ale wiem że to jest prawdziwa przyjaźń i przetrwa wszystko. Po tym ile przeżyłyśmy ? Na pewno !
I mimo że nadal mam obawy co dalej, jak to będzie.. To już znam odpowiedź.
Życie będzie. Matura, studia, praca... A może moje życie będzie jak w popularnym serialu "Przyjaciółki"? To już zależy od nas.
P.S. Chyba nie muszę tłumaczyć dla kogo jest dzisiejsze wyznanie.
Ale tak dla jasności. Niezależnie ile macie lat i w jakiej jesteście sytuacji - nigdy nie wolno wam stracić wiary !
Droga przyjaciółko, wiem że to czytasz. Bardzo przepraszam, że tak mocno się pomyliłam.
Ale również bardzo dziękuję, bo gdyby nie Twoje messengerowe wyznanie...
Jesteś niska wzrostem, ale wielka sercem <3
Dziękuję. :*